Panie Profesorze, czytał już Pan "Resortowe dzieci"? Jakie Pan - autor pierwszej książki o tym środowisku, odniósł wrażenia po tej lekturze?
W mojej ocenie tytuł książki jest nieprecyzyjny. Lepiej byłoby użyć
np. sformułowania "Dzieci Targowicy", które ujęłoby wszystko - dzieci
KPP-owców, politruków z PZPR-u i ludzi z ubeckimi rodowodami. Co do samej
treści, moim zdaniem książka ta jest dość nieprecyzyjna, ale nie jest to moje
główne zastrzeżenie do niej. Zanim je przedstawię, chcę wyraźnie i stanowczo
podkreślić, że uważam, iż tego typu książki są potrzebne i im więcej ich będzie,
tym lepiej. Mam natomiast zastrzeżenie na temat tego, co pani Kania rozgłasza
przy różnych okazjach, m.in. w telewizji Republika. Chodzi mi głównie o jej
stwierdzenie, że nie było jeszcze nigdy przedtem takiej książki. Otóż była.
Moja. "Czerwone dynastie", które ukazały się dziewięć lat wcześniej i
których napisanie, wydanie, a także sprzedaż przez poszczególne księgarnie,
wymagały znacznie więcej odwagi niż przypisuje jej sobie pani Kania. (Stanisław
Michalkiewicz opisywał kiedyś, jak po ukazaniu się "Czerwonych
Dynastii" po warszawskich księgarniach chodzili radni SLD i skutecznie
straszyli księgarzy podwyższeniem czynszów, jeśli będą sprzedawali moją
książkę.) Miło mi w związku z tym, że o mojej książce przypominali ostatnio
m.in. redaktorzy Cezary Gmyz i Piotr Gociek. Otrzymuję wiele wyrazów wsparcia
od moich czytelników, którzy się oburzają, że zapomniano o prekursorstwie mojej
pracy. Dzwonili do mnie w tej sprawie m.in. świetny publicysta Michał Mońko, b.
przewodniczący "Solidarności" w TVP, profesor Ryszard Bender, filozof
dr Jan Przybył, który niedawno prowadził spotkanie z p. D. Kanią w łódzkim
Klubie GP, b. działacz PC Tadeusz Burger. Te reakcje są dla mnie bardzo ważne.
Zresztą Pani Kania pominęła nie tylko mnie i moją pracę, ale także artykuły
Leszka Żebrowskiego, który publikował je na początku lat 90. Zapłacił za nie
m.in. skrajnym atakiem ze strony prof. Paczkowskiego, który zarzucał mu rzekomy
moczaryzm. Podkreślam - pragnę jak najwięcej nowych bulwersujących publikacji.
Z tym, żeby za ich autorzy pamiętali o swych poprzednikach, którzy publikowali wcześniej
w znacznie trudniejszych latach.
Dlaczego więc
pani Kania pominęła Pana pracę?
Powody mogą być różne. Najbardziej przykre jest, że chce promować
swoją książkę jako absolutnie wyjątkową, chociaż wiele nazwisk przejęła za moją
książką i za innymi omówieniami, które były znacznie dokładniejsze od jej
książki. Muszę przyznać, że brak precyzji i gruntowności podejścia w
"Resortowych dzieciach" wielokroć mnie autentycznie zadziwił.
Szczególnie dziwne było dla mnie np. skrajne zbagatelizowanie przez p. Kanię fatalnej
roli odegranej przez b. prezesa telewizji Janusza Zaorskiego,. Skandalem wręcz
było to, że p. Kania, bądź co bądź autorka książki o mediach, pomyliła prezesa TVP
Janusza Zaorskiego z jego bratem Andrzejem Zaorskim Na dodatek poświęciła mu tylko
jedno zdanie, podczas, gdy np. o Ninie Terentiew rozpisywała się na kilku stronach.
Przypomnimy, więc że Janusz Zaorski jako prezes TVP "mocno zasłużył
się" nie tylko dla przeciwstawiania się dekomunizacji, ale także w walce z
Kościołem i patriotyzmem. Należał też do "czerwonych dynastii", bo
jego ojciec był wice-ministrem kultury w PRL. Jako szef TVP Janusz Zaorski był
kolejnym szefem (po Drawiczu), który robił wszystko, żeby zablokować jej
zreformowanie. I dlatego zasługuje na dużo szersze omówienie. To zresztą nie
jedyne dysproporcje w tej książce. Ja np. szeroko pisałem o agenturalnej roli
ojca Dawida Warszawskiego - Bolesława Geberta i jego zony z bezpieki Krystyny
Poznańskiej. W książce pani Kani znajdujemy na ten temat dużo skromniejsze
informacje.
Leszek
Szymowski napisał bardzo ostry tekst krytyczny o "Resortowych
dzieciach" pt."Ukradzione dynastie" w "Najwyższym
Czasie" z 18 stycznia. Zarzucił p. Kani przejęcie "większości
informacji " z Pana wcześniejszych
"Czerwonych dynastii".
Ja bym to nieco inaczej sformułował w
imię naukowej precyzji. Otóż w książce p. Kani zaczerpnięto bardzo dużo
informacji o najistotniejszych postaciach z moich o 9 lat wcześniejszych "Czerwonych
dynastii". I zrobiono to bez jakiegokolwiek odwołania się do mojej
książki, co jest absolutnie nierzetelne. Dodam coś, co szczególnie różni moją
książkę od "Resortowych dynastii" Otóż u mnie nie ma tak typowego dla
"Resortowych dzieci" zalewu pseudoinformacji o tym, z kim się rozstał P. Krasko dla p.
N.Terentiew ,czy o tym, co oglądał w windzie windziarz -dziadek M. Komara. To jest
absolutny chłam, którego inteligentny autor winien unikać. Świadomie nie
chciałem podejmować tak ostro jak red. L. Szumowski pewnych kwestii mimo całego
mego oburzenia na metody p. Kani. Zależało mi bowiem przede wszystkim na skutecznym
zapobieżeniu dalszej erupcji jej samochwalstwa w "TV Republika"
kosztem innych autorów. Stąd skupiłem się na obszernym 16-stronnicowym liście
do współtwórcy "TV Republika" red. Bronisława Wildsteina. W liście
wyliczyłem bardzo konkretnie różne zapożyczenia, błędy i dysproporcje książki
p. Kani. Chyba swój cel osiągnąłem, gdyż red. Wildstein, odpowiadając mailem na
mój list zaznaczył m.in., iż: "list
pozostawiam sobie jako informację, aby nie zapominać o prekursorach".
A później mówił m. in. o "wielu błędach" książki p. Kani ( w wywiadzie,
dla „Superexpressu" z 15 stycznia).
Pani
Dorota Kania plakaty podpisane "Bartosz Węglarczyk - wnuk Józefa
Światły" określiła jako kłamstwa, podczas gdy Bartosz Węglarczyk na łamach
"Polityki" pośrednio sam przyznał się do tego. Może Pan to jakoś
skomentować?
Akurat postacią Węglarczyka się nie
zajmowałam, więc sam chętnie dowiem się czegoś na ten temat i dlatego nie mogę
komentować opinii pani Kani w tym względzie. Jak już mówiłem - mam zastrzeżenia
co do precyzji różnych określeń przez nią używanych. Kiedyś pisała różne
nonsensy na mój temat. Ostro polemizowałem z nimi w "Naszym
Dzienniku". W jej książce szczególnie rażą mnie dysproporcje ,polegające
na szczegółowym opisywaniu postaci drugorzędnych i równoczesnym prześlizgiwaniu
się nad ważniejszymi. Stratą dla książki jest, że poszła w ilość, a nie w
jakość -częstokroć rozwodzi się nas postaciami mało znaczącymi, a pomija te
istotne. Na przykład - dużo pisałem o roli ojca Michała Komara - Davida
Kossoja, wykonawcy zbrodniczych wyroków na wrogach komunizmu. U pani Kani
znajdujemy dużo skromniejszą, wręcz mikroskopijną informację na ten temat. Przy
opisie poświęconym byłemu agentowi SB Wojciechowi Giełżyńskiemu u pani Kani
zabrało informacji, że Giełżyński w latach 1995- 2006 był rektorem Wyższej
Szkoły Komunikowania i Mediów Społecznych w Warszawie, a od 2006 roku jest
wiceprezydentem tejże uczelni. Nie dowiadujemy się również nic o tym, że poza
współpracą z SB Giełżyński "wsławił się" wydaniem w 1968 r. broszury
"Oko za oko" - plugawego paszkwilu na studentów-' warchołów" i
syjonistów, Jasienicę, Kisiela, Słonimskiego. Nie dowiemy się, że czołowy
moralista "Wyborczej" Andrzej Szczypiorski jako pierwszy polski
renegat wystąpił w Niemczech z wypowiedzią, że Polacy są współodpowiedzialni za
mordowanie Żydów w drugiej wojnie światowej ( w "Das Parlament" z 7 maja 1993 r.). Razi mnie także skłonność do
kłusowania w stronę plotek, a pomijania rzeczy ważnych. Na przykład - w bardzo
niewielkim stopniu pani Kania zajmuje się w swojej książce kwestią walki dużej
części postaci w niej opisanych z Kościołem i patriotyzmem, a jest to ogromnie
istotna część ich działalności. Koncentrowanie się na tym, że te osoby
przeciwstawiały się lustracji czy dekomunizacji to za mało, żeby należycie
pokazać ich działalność, no i wpływ na obecną sytuację w Polsce. Przykro, że
nie zwróciła uwagi, jak bardzo te dzieci Targowicy kontynuują działania swych ojców
i matek w dziedzinie walki z Kościołem.
Przykładem może
być postać Michnika...
Jeżeli chodzi o Michnika, to w książce
"resortowe dzieci" całkowicie została pominięta sprawa roli jego
matki Heleny Michnik - marksistowskiej historyk, która w swoim podręczniku
niezwykle ostro atakowała religię. Sam Adam Michnik jeszcze w latach 60. był
zdecydowanym wrogiem prymasa Wyszyńskiego. Potem w książce "Kościół,
lewica, dialog" (1978 r.) akcentował swoje, moim zdaniem, tylko pozorowane
zbliżenie do Kościoła. Dziś w "Gazecie Wyborczej" widzimy bardzo
silny nurt walki z Kościołem. W książce "Krótka rozmowa między panem,
wójtem a plebanem", którą Michnik pisał razem z Żakowskim i ks. Tischnerem
jest mnóstwo niemal wyłącznie negatywnych określeń pod adresem prymasa
Wyszyńskiego, a w jednym momencie nawet ewidentne oszczerstwo, że rzekomo
prymas cieszył się z aresztowania Michnika i Kuronia.
Nie ma Pan
wrażenia, że pomimo wszelkich wysiłków czerwonych dynastii, społeczeństwo
jednak nimi się interesuje. Gdyby tak nie było, nie byłoby takiego zamieszania
wokół książki „Resortowe dzieci”. Ludzie nie pytaliby o Pana książkę...
Społeczeństwo się budzi, ale jednocześnie
coraz wyraźniej widać wpływy czerwonych przodków na postrzeganie rzeczywistości
przez ich dzieci a także na próby zbudowania konkretnego układu politycznego.
To nie jest zjawisko tylko polskie. Podobna sytuacja miała miejsce na Węgrzech,
gdzie wśród tamtejszych liberałów było wiele dzieci komunistów, czy wręcz
węgierskich ubeków, tzw. "awoszy"
- ogromnie znienawidzonych przez tamtejsze społeczeństwo. Tam również te
powiązania komunistów i liberałów wykorzystano do zapobieżenia rozliczenia
zbrodni komunistycznych. Mechanizm odwracania uwagi był zresztą bardzo podobny
do stosowanego w Polsce - przy każdej próbie dekomunizacji nieustannie
podnoszono rzekome zagrożenia antysemityzmem, nacjonalizmem i rasizmem. Jeśli
tylko komukolwiek zarzucano łajdackie zachowanie w latach komunizmu,
natychmiast zarzucający spotykał się z zarzutem antysemityzmu. Brzmi podobnie,
prawda? U nich było to na większą skalę niż u nas - tam udało się zrealizować
sojusz postkomunistów i liberałów, o którym marzyli w Polsce Kwaśniewski i
Michnik. Dzięki Orbánowi Węgrzy z tym zerwali i podjęli akcję rozliczenia, o
której się bardzo niewiele mówi. Zapewne nieprzypadkowo. A tam zapadają wyroki.
Może niekoniecznie wysokie, ale zapadają. Ostatnio w sprawie działalności
szpiegowskiej na rzecz Rosji: zasądzono m.in. b. ministra tajnych służb (titok
miniszter). Można, więc powiedzieć, że obecność w życiu publicznym resortowych
dzieci nie jest problemem tylko polskim.
U nas się nie tej
kwestii nie podejmuje. Po pierwsze pewnie działa dużo więcej agentów niż się
komukolwiek postronnemu wydaje. Po drugie, wtedy trzeba będzie podjąć temat
innych niewyjaśnionych spraw, np. działalności seryjnego samobójcy.
Naliczyłem, że od 1989 roku, czyli od
zabójstw księży Niedzielaka, Suchowolca i Zycha, wśród ofiar nieznanych
sprawców zmarło w tajemniczych okolicznościach ok. 7o znanych osób. Szczególnym
przykładem może być samobójstwo Ireneusza Sekuły, który strzelał sobie w brzuch
trzy razy. Nie bez powodu bezlitosna polska ulica skomentowała jego przypadek
stwierdzeniem, że podjął dwie próby samobójcze, bo przy pierwszej nie zastano
go w domu.
Nie tylko to jest
pomijane. Bardzo wiele resortowych dzieci nie nosi nazwisk ojców czy matek.
Całkiem spora ich liczba funkcjonuje w przestrzeni publicznej, głosząc poglądy
zbliżone do poglądów rodziców. Często są tak zakamuflowani, że trudno rozpoznać
ich koneksje rodzinne...
Przykładem córka Bieruta - prof. Aleksandra Jasińska - Kania - socjolog,
która w swoich tekstach mentorsko poucza Polaków, zarzucając nam np. rzekomą
nietolerancję religijną. Ma czelność wyrokować zamiast siedzieć cichutko w
kącie, a odzywać się tylko, żeby przeprosić za zbrodnie ojca, starać się,
chociaż trochę naprawić jego winy. Podobnych zachowań w kręgach rodzin ze
zbrodniczymi rodowodami mamy wiele. Nieżyjąca już tropicielka "polskiego
antysemityzmu", pani Alina Grabowska zaatakowała kiedyś bodajże w
"Rzeczpospolitej" Andrzeja Kunerta za podawanie prawdziwych nazwisk
osób z bezpieki (i nie tylko). Teraz warto postawić pytanie - jak wyglądałaby
historia, gdyby tych nazwisk nie podawano? Kto z przeciętnych czytelników
zorientowałby się po tylu latach, że kat bezpieki Różański i pierwszy cenzor
oraz politruk stalinizmu w Polsce Jerzy Borejsza to bracia noszący to samo
nazwisko Goldberg? Na pewno bardzo mało osób. Dlatego podawanie prawdziwych
nazwisk jest ważne i potrzebne.
Pani Kania
skupiła się głównie na mediach. Ale resortowe dzieci osiadły nie tylko tam.
Może czas w końcu, żeby ktoś zwrócił uwagę na inne środowiska? Mam tu na myśli
wymiar sprawiedliwości i... środowisko medyczne. Wśród lekarzy też jest wielu ludzi,
którzy wydawali opinie medyczne w sprawach zdolności do udziału w procesach
ludzi nieprawdopodobnie skatowanych albo, którzy podpisywali akty zgonu mając
pełną świadomość, że podpisują kłamstwa...
O tak. Kto wie, czy właśnie te środowiska nie należałoby opisać w
pierwszym rzędzie. Dość przypomnieć sędziego Tuleję, którego matka pracowała przez
wiele lat w resorcie bezpieki. Tu zresztą nie chodzi tylko o stricte bezpieczniackie rodowody. Wielka
ilość dzieci prokuratorów i sędziów jeszcze z czasów PRLu, zatrudniona obecnie
w szeroko rozumianym wymiarze sprawiedliwości, wpływa na postępowania sądowe
wobec twórców tamtego reżimu. Widać to po tym, jak odwlekane są sprawy
zadośćuczynienia dla ofiar i jak wielka jest sądowa ochrona komunistycznych
zbrodniarzy. Co do środowiska medycznego - to istotnie jego lustracja jest bardzo
ważna nie tylko z uwagi na powiązania rodzinne niektórych wpływowych dziś
lekarzy z lekarzami ubeckimi. To ważne także ze względu na nowszą historię -
fałszowanych aktów zgonu z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Przecież
podpisywali je lekarze. Może warto się pod tym kątem przyjrzeć niezwykłej
tolerancji okazywanej towarzyszowi Kiszczakowi, który jest zbyt chory, by
przychodzić do sądu na rozprawy i jednocześnie wystarczająco zdrowy, by lecieć
parę godzin samolotem na wakacje. -Gen.. Jaruzelski też dziwnie łatwo od lat
otrzymuje zaświadczenia o ciężkim stanie zdrowia. W tym kontekście chciałbym
znowu przywołać przykład Węgier - wytoczono tam proces krwiożerczemu,
komunistycznemu ministrowi spraw wewnętrznych, który ma 93 lata. Osądzono go.
Dziś już może nie chodzi o to, żeby obu towarzyszy generałów zapuszkować.
Bardziej chodzi o to, żeby odczuli wstyd i infamię. Naprawdę trudno zrozumieć, dlaczego
Jaruzelski i Kiszczak do dnia dzisiejszego nie zostali jeszcze zdegradowani do
stopnia szeregowca, co powinno nastąpić już dawno temu. Zwłaszcza, że obaj
dostali generalskie szlify z politycznego nadania jako nagrodę za zajmowanie
"słusznej postawy". Jaruzelski np. walczył z Żołnierzami Wyklętymi,
działał w informacji wojskowej i wiernie służył Moskwie (np. w '56 roku jako
jedyny sprzeciwiał się wygnaniu marszałka Rokossowskiego) podczas, gdy, pod
względem czysto taktycznym, oficerem był marnym. Innymi słowy - nie ma żadnych
powodów by pozostawiać im stopnie generalskie.
A inne ważne
tematy? Co teraz powinno stać się przedmiotem badań?
Uważam, że szczególnie ważne jest teraz nie ograniczanie sie do
tematyki lat stalinowskich i późniejszego okresu PRL-u. Potrzeba mocniej pokazywać
różne patologie okresu po 1989 r. Choćby prowadzonej od paru dziesięcioleci
zajadłej walki z Kościołem, nasilonej w sposób niesłychany po śmierci papieża
Jana Pawła II. Jest to nader ważne. Ta walka z Kościołem, podobnie jak i walka z
patriotyzmem w ostatnich latach okazały się z punktu widzenia osób ją prowadzących
dużo skuteczniejsze od podobnych kampanii w dobie PRL-u. Patrząc na rozmiary
dzisiejszej agresji ateistycznej w mediach trudno nie oprzeć się ocenom, że
Kościół zareagował na nią zbyt późno i nie dał na nią od początku odpowiednio
silnego odporu. Trzeba dużo więcej pisać o inicjatorach kolejnych kampanii
antykościelnych i ich powiązaniach. Powinno się też dużo szybciej, bez opóźnień,
reagować na nasilające się fałsze, uderzające w wielkie postacie z historii
Kościoła w Polsce, od przeora Kordeckiego, po ojca Kolbe, kardynała Hlonda czy
Prymasa Tysiąclecia. Odnosi się to zresztą generalnie do rozlicznych wielkich
polskich postaci historycznych, które od lat poddaje się kampanii oczernień w
imię nihilizmu historycznego. By przypomnieć choćby liczne oszczercze ataki na Bolesława
Chrobrego, Władysława Jagiełłę, Tadeusza Kościuszkę, Romana Dmowskiego, Józefa
Piłsudskiego, przywódców Polskiego Państwa Podziemnego, a ostatnio rotmistrza
Witolda Pileckiego. W ostatnich 20 latach nie było w świecie drugiego kraju, w
którym szkalowano by w równym stopniu jak w Polsce największe postacie
narodowej historii. Nie pozwólmy na pomiatanie naszymi dziejami, które miały
wiele wspaniałych epizodów. Równocześnie zaś reagujmy dużo bardziej
zdecydowanie na ataki przeciwko Narodowi i Kościołowi.
Może
więc pora na kolejną Pana książkę w tych sprawach?
Zastanawiam się nad trzecim tomem "Czerwonych Dynastii",
akcentującym właśnie te problemy. Zobaczymy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz